Żeremie, w którym mieszkał stary pan Bobber, było nieduże, ale solidne. Stało na brzegu rzeki, która dzięki tamom rozlewała się tu szeroko. Woda płynęła leniwie, a na jej powierzchni, szczególnie w pobliżu tataraków, pojawiały się bąbelki.
Detektyw Fretka podrapał się za uchem i podszedł do żeremia. Wyczuwał obecność innych gryzoni, mulisty zapach rzeki i jeszcze coś. Zwiędłe kwiaty?
W dachu żeremia ziała dziura. Być może tędy właśnie wszedł włamywacz? A do tego porywacz, gdyż starszy pan Bobber zniknął. Tymczasem w otworze pojawiła się ozdobiona dwoma czarnymi paskami głowa aspiranta Borsuka.
– Wstęp wzbroniony! – krzyknął Borsuk. – To miejsce zbrodni!
– Czyli ktoś zginął? – zapytał Fretka.
– Nie ujawniam wyników śledztwa!
Z dziury wyłonił się szpiczasty pyszczek komisarz Wiewióry.
– A ten tu czego?
– Wynajął mnie młody pan Bobber z małżonką… – zaczął wyjaśniać Fretka, ale komisarz przerwała mu nieuprzejmie.
– Nie potrzeba tu pomocy! Sprawa prawie rozwiązana!
Fretka westchnął. Gdy młody pan Bobber z małżonką poprosili go o pomoc, wahał się, czy spraw...
Pozostałe 80% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.
Sprawdź, co zyskasz, kupując prenumeratę.